Wrażenia powycieczkowe z Węgier
W dniach 11 – 14 listopada 2010 roku zorganizowaliśmy pierwszą wycieczkę ze Stowarzyszenia.
Była to 4-dniowa wycieczka na Węgry.
11 listopada (czwartek) Budapeszt przywitał nas słoneczną i wietrzną pogodą. Najpierw w Peszcie zobaczyliśmy m.in.:
Plac Bohaterów, pomnik Milenium i Anonimusa, pospacerowaliśmy po Lasku Miejskim. Dalej przejechaliśmy piękną Aleję Andrassiego przy której jest Opera. Kolejne miejsca to bazylika św. Stefana i Parlament.
Następnie Mostem Łańcuchowym przejechaliśmy Dunaj, znaleźliśmy się w Budzie i poszliśmy na starówkę. Tam na wszystkich duże wrażenie zrobiła mozaika z dachówek na kościele św. Macieja. Wszystkim spodobały się Baszty Rybackie i wspaniały z nich widok na Dunaj, Parlament i mosty Budapesztu.
Po krótkim odpoczynku w cukierni hotelu HILTON, zobaczyliśmy muzeum marcepanu. Spacerkiem przez Plac Trójcy Świętej (z pomnikiem ofiar pomoru) udaliśmy się do autokaru. Ze starówki pojechaliśmy na wzgórze Gelerta. Krótki spacer na Cytadeli, pamiątkowe zdjęcia z panoramą całego Budapesztu
i opuszczamy stolicę Węgier udając się na południe w okolice Lajosmize. W „Uj Taniacsarda” zostaliśmy zatrzymani przez hajduka na koniu, który doprowadził autokar na parking. Tam przywitano nas bardzo gościnnie palinką i grzanym winem. Do tego były tradycyjne małe ciasteczka węgierskie. Od razu wszystkim jeszcze bardziej poprawił się humor. Następnie całą grupę „koczykami” zabrano na przejażdżkę. Po przejażdżce zobaczyliśmy pokazy jazdy na koniach i tresurę koni i osłów.
Do tego stara rasa krów z olbrzymimi rogami ciągnące wóz – wszystko to obrazowało życie hajduków na puszcie. Po zwiedzeniu stajni i zagrody pojechaliśmy do „Taniacsarda” na obiad. Wspaniała zupa gulaszowa, wino i kapela cygańska, wprowadziła grupę w luźny i wesoły nastrój. Wspólne śpiewy przy cygańskiej kapeli wypadły bardzo dobrze. Niestety czas nas naglił i musieliśmy opuścić gościnne progi csardy (czyt. karczmy).
Ok. 19.30 dojechaliśmy do Ketegyhaza. Wielu z nas nie miało już „siły” na zjedzenie wieczornego posiłku. Po posiłku i rozlokowaniu się w internacie prowadzono „luźne zajęcia własne”. W piątek (12.11.2010) temperatura podniosła się do 16°C, a my pojechaliśmy do Bekescsaba (czyt. Bekeszczaba). Kupiliśmy węgierskiej kiełbasy, a następnie w Stowarzyszeniu Przyjaźni Polsko-Węgierskiej zrobiliśmy degustację wina. Wreszcie przyszedł czas na relaks. Udaliśmy się na kąpielisko termalne. Basen sportowy 50m z podgrzewaną wodą, baseny termalne z wodą o temp. 32 – 38°C, sauny to było to na co większość z nas czekała. Po basenach drobne zakupy i powrót na obiad do Ketegyhaza. Krótki odpoczynek, zmiana strojów i już jesteśmy na kolacji połączonej z zabawą z nauczycielami z tej i innych szkół rolniczych. Węgrzy tradycyjnie poczęstowali nas palinką.
My nie zostaliśmy „dłużni”. Nasza grupa „rozkręciła” naszych węgierskich bratanków i wspólnie bawiliśmy się do północy. W sobotę (13.11.2010) najpierw zobaczyliśmy przyszkolne muzeum maszyn rolniczych. Wszyscy byli zaszokowani wielkością tej kolekcji. Po muzeum pojechaliśmy do wypoczynkowego miasteczka Gyula (czyt. Dżula). Obok ceglanego zamku obronnego z XIII w. zlokalizowane są znane w tej części Węgier 100 – letnie kąpieliska termalne. Znowu relaks i z trudem opuszczaliśmy termale. Podjechaliśmy do zabytkowej cukierni na kawę i ciastka. Pół godziny na zakupy i znowu spóźniliśmy się na obiad. Trochę odpoczynku i wyjazd do Bekescsaba. Jedni udali się na mały spacer po mieście, drudzy na mszę do kościoła. Niestety dawniej msza była o godz. 18.00, a teraz już ludzi wychodzili z mszy. Weszliśmy się pomodlić. Wtedy kol. Horzela poszedł na plebanię, jakimś cudem dogadał się z proboszczem i mieliśmy własną msze świętą. Nasz przyjaciel Mate Laszlo krótko przetłumaczył nam ewangelię, prezes
Horzela pełnił funkcję kościelnego. Czy u nas można by było tak od ręki załatwić mszę ?
Po mszy poszliśmy też na krótki spacer po pięknym centrum Bekescsaba, gdzie w pobliskim lokalu mieliśmy kolację i zabawę. Tutaj grano nam standardy europejskie więc szybko ruszyliśmy prawie wszyscy w tańce. Niestety co dobre to szybko się kończy.
W niedzielę (14.11.2010) po śniadaniu rozpoczęliśmy drogę powrotną.
Dziękujemy ta drogą naszej przewodnik po Budapeszcie pani Idze Sikora. Dziękujemy za pomoc w „Uj Taniacsarda” panu Lajos Lorinc. A szczególnie naszemu przyjacielowi Mate Laszlo za poświęcone nam 3 dni tłumaczenia i za humor. Osobne podziękowania należą się Szkole w Ketegyhaza za serdeczne przyjęcie, za gościnę i wspaniałą kuchnię.
Oprac. Teodor Horzela